wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział Pierwszy

*** Cassandra ***

Byłam gotowa. Nie potrafiłam walczyć, ale byłam gotowa na klęskę. Grupa ludzi szła juz w moją stronę. Co ja plote. Nie tylko moją. Jacob Stone mal przy sobie sztylet, który znalazł w Chorwacji. Nie rozumiem, dlaczego tak po prostu ktoś pozostawił go na stole w opuszczonym, starym domu. Był również Ezekiel Jones - zwykły złodziej. No może przesadziłam. Dzięki niemu udało nam się wyjść z więzienia, gdyż policja oskarżyła nas za okradanie sklepu spożywczego. Tłumaczyliśmy, że to nie my. Chcieliśmy im tylko pomóc. Chyba dziwnie to zabrzmiało...
- Gotowi? - upewniał się Jacob. 
Z Ezekiel'em kiwnęliśmy głowami. Ludzie już zaczęli biec. Gdy się na nas rzucili, to walczyliśmy z całych swoich  sił. Jake machał sztyletem w lewo i w prawo, nasz złodziej tylko robił uniki, mimo, że miał przy sobie metalowe kubki na herbatę czy inne napoje. A ja? Chciałam uciec jak najdalej stąd, lecz wiedziałam, że nie mogę tak postąpić. Użyłam swoich sił fizycznych. Zaczęłam ich kopać. Jeden koleś dostał prosto w jaja. Auć.
- Odchodzimy. -  mówi jeden z nich. 
Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Patrzeliśmy na siebie zdziwieni. Nie tego się spodziewaliśmy. Z jednej strony nawet i dobrze. Nie potrzebnie chcieli nam odebrać ostatnie jedzenie. Zaczęłam czuć już głód w żołądku.
- Co powiecie na nie zdrowe małe co nieco? -  zaproponowałam. 
Chłopaki nie mieli nic przeciwko. Niedaleko znajdowała się kawiarnia. Weszliśmy, aby zamówić jedzenie. Sprzedawca wyskoczył z niezłą ceną. Nawet nie byłam pewna, czy taką posiadamy. Weszliśmy swoje portfele, aby przeliczyć drobniaki. Akurat. Daliśmy swoje ostatnie pieniądze sprzedawcy, po czym usiedliśmy na wolnych trzech miejscach koło siebie.
- Znów mnie dręczył ten koszmar.  - wypuścił te zdanie z ust Jake, by przerwać tą ciszę. 
Od długiego czasu. Bardziej od dwóch tygodni, dręczy go sen w którym walczymy wszyscy z jakimś mitologicznym potworem i niestety nas zabija. Rozumiem taki sen z dwa razy pod rząd, ale aż z czternaście? 
-A piłeś tą herbatę, co tobie poleciła ta kobieta z Francji? - spytałam. 
-Nie będę się truć. - odparł. 
Kelnerka przyniosła właśnie nasze zamówienie. Z jednej strony, sądziłam, że będzie to jakiś hamburger, a nie mały hot-dog. Zaczęliśmy jeść. Chociaż i tak dobrze, że to było jakieś jedzenie. Przy sobie mieliśmy tylko parę owoców. No dobra, dwa jabłka.
- Dawno nic nie ukradłem. - rozmyślał głośno Ezekiel.
- I tym lepiej. - wyprostowałam jego myślenie.
Ciesze się, że nic już nie kradnie. Ostatnio zrobił to gdy chcieliśmy się dostać do Rzymu. Nie chcieli nas przepuścić. Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego. Zjedliśmy. Szykowaliśmy się już do wyjścia. Jeszcze szybciutko skorzystaliśmy z toalety. Fajnie, że na dworze nie padał deszcz. Nie mieliśmy ze sobą żadnego parasola. W pewnym momencie, zauważyłam, że jakiś mężczyzna się na nas dziwnie gapi. Wyglądał, jakby chciał nas z czegoś okraść. No i się nie myliłam. Wstał z ziemi i szybkim krokiem szedł w naszą stronę. Zaproponowałam chłopakom, abyśmy pobiegli, Nie mieli nic przeciwko. Biegliśmy z całych sił. Mężczyzna też przyśpieszył swój krok. Biegł jak my. O kurde,.... Nie wiem z czego miałby nas okraść, skoro nie mamy zbytnio cennych rzeczy. Weszliśmy do pewnego sklepu. Na szczęście drzwi były otwarte, W środku trzymaliśmy ciałami owe drzwi, by nas nie dopadł ten mężczyzna. Przez moment była cisza. Chyba odszedł.
- Ludziska..... - zaczął nie pewnie Ezekiel.
- Co jest? - spytał go Jake.
Nie dostał odpowiedzi. Czym on może być taki zszokowany, że nie może odpowiadać? Odwróciliśmy się i po prostu zamarliśmy. O kurde, Czy ja śnię, czy to się dzieje na prawdę? Znajdowaliśmy się nie w sklepie, lecz dużym pomieszczeniu, przypominającym bibliotekę. No niezupełnie całą ją, lecz tylko Aneks. Ostatnio tu byliśmy całe pół roku temu. Pamiętam jakby to było dziś. Flynn Carsen znalazł bibliotekę, gdyż w tajemniczych okolicznościach zniknęła i znaleźliśmy się w pomieszczeniu, przypominającym Aneks u Janeks'a. Nagle, usłyszeliśmy pośpiewanie. Kobiece śpiewki. Po chwili, przy drzwiach stanęła znana nam kobieta o złotych włosach. Była to strażniczka Baird. Gdy spojrzała na nas, lekko podskoczyła.
- Co wy tutaj robicie? - spytała zszokowana, po czym podeszła do nas.
- Ukryliśmy się przed złodziejem i znaleźliśmy się tutaj. - odparłam.
Baird podeszła do nas i o dziwo nas obięłą. Wdać, że się za nami stęskniła. Coś się jej musiało stać. Nie była taka jak dobrze sięgam pamięcią.
- Eve potrzebuję twojej pomocy! - krzyknął również znajomy mi głos, lecz męski.
Do środka wszedł Flynn Carsen, który dopiero po chwili, okazał swoje zdziwienie. - Co wy tutaj robicie? Skąd wiedzieliście, że my tutaj jesteśmy? - zapytał, podchodząc do nas.
- Nie wiedzieliśmy. - powiedział szybko Jake.
- Uciekaliśmy przed złodziejem. - dodał Ezekiel.
- Nie słychane. - wymamrotał.
Przechadzał się po Aneksie i wyglądał, jakby właśnie myślał. My tylko się na niego gapiliśmy, oprócz Baird, która do niego podeszła i chwyciła go za rękę. Wyglądało mi się to bardzo podejrzanie.
- Coś się stało? - spytała go.
- Nie. Nie, nie, nie. - nie wyglądało to raczej na szczerą odpowiedź, po czym odwrócił się do nas - Czy otworzyliście ponownie drzwi, gdy weszliście?
Spojrzeliśmy się w trójkę na siebie. Kiwnęliśmy przecząco głowami. Odwróciliśmy się i Jake otworzył drzwi. Już nie było to samo miejsce co przedtem. Widzieliśmy właśnie bibliotekę. Tą samą, co, wtedy, gdy przybyliśmy tutaj po raz pierwszy. Na ten widok, pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Wbiegłam. Ta sama biblioteka. Ta sama.  Cały czas rozglądałam się po pomieszczeniu. Zauważyłam, że Ezekiel udaje się do Aneksu, Tego prawdziwego, który jest tutaj. Z Jake'em pobiegliśmy za nim. Nic się nie zmieniła.
- Widzę, że nie możecie się napatrzeć. - powiedziała Baird - Nie wiem czy dobrze zrobiłam. - te słowa powiedziała bardziej do siebie niż do nas.
- Co takiego? - spytałam, patrząc się na nią.
Baird zaczęła kręcić oczyma. wzięła głębokie wdechy i w końcu to z siebie wykrztusiła.
- Flynn.... Flynn mi się oświadczył.
- Że co? - zszokowałam się. Pewnie nie tylko i ja.
- Od kiedy jesteście razem? - spytał Jake, zaplatając swoje ręce na piersi.
Strażniczka lekko się zarumieniła.
- Odkąd wy odeszliście. A oświadczyny nastąpiły miesiąc temu... - przewracała oczyma.
- Przyjęłaś? - dopytywałam.
Nie chciałam być wścibska, ale chciałam wiedzieć.
- Nie do końca. - zaczęła się przechadzać po pomieszczeniu - Powiedziałam Flynn'owi, że nie, ale w sercu gra mi co innego.
- Eve, potrzebuję pomocy!
- Już idę! - odkrzyknęła Flynn'owi, zostawiając nas samych.
Z uśmiechem na ustach, podeszłam do lustra. Nagle, zaczęła mnie boleć głowa. Zamknęłam oczy i przed sobą zobaczyłam liczby, kwadraty oraz wzory. Zaczęłam liczyć.
- Cassandro? - zaniepokoił się Jake, po czym podszedł do mnie.
Czułam, że nogi mi się uginają. Zsuwałam się na ziemię, Poczułam ciepłe dłonie na swojej talii.
- Czuję.... czuję śniadanie... - wyszeptałam, pod czas liczenia.
- Cassie, wszystko dobrze? - spytał.
- Tak. Jest dobrze. - odparłam, spoglądając na niego.
Lustro, które było przed nami, dziwnie zaczęło świecić. Oślepiało nas oboje.


*** Ezekiel ***

O ja ciebie... Nie dowierzałem w to co się właśnie stało. Cassandra Cillian i Jake Strone zniknęli. Przeszli przez lustro. Muszę o tym powiedzieć Baird i Flynn'owi Carsen'owi. Wyszedłem pośpiesznie z Aneksu w poszukiwaniu Bibliotekarza i Strażniczki.
- Dobrze że cię widzę. Zawołaj resztę. - powiedział Flynn, gdy go spotkałem po drodze.
- To będzie trudne. - odparłem. Spojrzał na mnie pytająco, oczekując mojej odpowiedzi - Nie ma ich.
- Jak to? Do łazienek się udali?- gdybał.
Szedłem w stronę Baird, Flynn za mną. Na miejscu oparłem się o biurko Bibliotekarza. Baird spojrzała się dziwnie i też pytająco.
- Cassandra liczyła w pamięci , po czym upadła, więc podszedł do niej Jacob... - urwałem na moment. To będzie najdziwniejsza część jaką wypowiem ze swoich ust. Nie mam chyba innego wyjsćia. Chyba,,,, eh,,, raczej - Lustro, które tam stoi, zaczęło świecić i je wchłonęło.
Oboje patrzeli się na mnie dziwnie, po czym wybuchli głośnym śmiechem. Czy jestem śmieszny?
- Weszli przez lustro. ale to dobre! - nabijał się Bibliotekarz.
Strażniczka, również się śmiała, lecz gdy zobaczyła mają smutną i jakże przerażoną twarz, z poważniała.
- O cholera... - wyszeptała, lekko słyszalnym głosem, po czym szturchnęła Flynn'a - On nie żartuje.
Bibliotekarz przestał się również śmiać. Zrobił duże oczy i pobiegł w stronę biblioteki, a tym bardzie lustra. My za nim. Oglądał lustro uważnie, okrążając je z dwadzieścia razy. Macał jej, wąchał (to było dziwne), przy czym drapał się po brodzie.
- Niesamowite. - wypowiedział będą w fazie myślenia - Na pewno tobie chodzi o te lustro, Ezekielu?
- A jakże inaczej. - nie wiem skąd znam te słowa - Da się ich jakoś stamtąd wyciągnąć? - spytałem.
Nic nie odpowiedział. Pośpiesznie udał się do pólek z książkami i widocznie szukał jakieś książki. Po długiej (bardzo długiej) chwili, znalazł pewną, dosyć grubą książkę. Szperał kartkę po kartce.
- Mam! - krzyknął. - Dziękuję ci! - powiedział do budynku, po czym udał się z powrotem do Aneksu.
Szliśmy z Baird za nim, jak zwykle. 
- Jednemu z nas musi się coś stać. Powiedzmy, że czujemy się po prostu źle, osłabieni.
Mailem rażenie, że nie rozumiałem ani jednego słowa co mówi.
- Jones, mdlej. - powiedziała do mnie Baird.
- Ja? Dlaczego ja? - protestowałem - Jestem specem od kradzieży, a nie od udawania choroby. - odparłem.
- To ja to zrobię. - powiedziała i podeszła do lustra.
Bardzo długo się mu przyglądała. W pewnej chwili, jej powieki zaczęły drgać. Flynn podszedł do niej. Spojrzał na mnie i kazał mi również podejść. Musiałem tak zrobić. Przez chwilę, poczułem straszny ból w lewym ramieniu. Był prawie nie do wytrzymania, lecz nie dałem tego po sobie poznać. Przed naszymi oczyma, lustro zaczęło świecić. Niemal tak samo, przed zniknięciem Cassandry i Jake'a. Światło było tak mocne, że aż zamknąłem swoje oczy. Teraz widziałem tylko biel. Czystą biel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach ZABRANIA się używanie wulgaryzmów.